Długo namawiałem Jacka na wyjazd do Albanii. W końcu się udało.. Już nie mogę się doczekać.
Jacek jest nastawiony sceptycznie, bo niby co w tej Albanii jest? Trudno to wytłumaczyć, ale mnie tam jakoś dziwnie ciągnie.. Nigdy nie byłem na Bałkanach i chciałbym tam się udać.
Czemu Albania, a nie np. Chorwacja? Chyba dlatego, że Albania nie jest jeszcze tak skomercjalizowana turystycznie i można tam jeszcze poczuć klimat tamtego rejonu. Taką mam nadzieję.
Zatem Witaj Przygodo!

Gotowi do wyjazdu, zatem:

Dzień 1

Odpoczynek przy słowackiej autostradzie

Aż Jacek się zdziwił, że dojazd do Bratysławy już za nami 😉

Bratysława nocą

Złoty Bażant na dobre rozpoczęcie wyprawy

Niestety koniec dnia przyniósł niemiłą niespodziankę – kłopoty ze znalezieniem noclegu. Taki urok szukania noclegów na ostatnią chwilę, zwykle się to sprawdzało, zdarzało się wręcz znalezienie noclegu w ten sposób w naprawdę dobrej cenie. Ale tym razem w Bratysławie, podobno jak co weekend, wszystkie miejsca hotelowe są wyprzedane. W sąsiednich miejscowościach (które byłyby jakkolwiek po drodze) też niczego nie znaleźliśmy.

Noc spędziliśmy na MOP-ie przy słowackiej autostradzie.. ławki jednak nie należały do najwygodniejszych i w nocy było całkiem chłodno.

Trasa pierwszego dnia Toruń- Bratysława.


Dzień 2

Wstajemy o świcie i na śniadanie zatrzymujemy się już za kolejną granicą

Śniadanie po węgiersku – oczywiście z ostrą papryką 🙂

Jeszcze tylko tankowanie

I przekraczamy granicę węgiersko/chorwacką

Mijamy pierwsze wioski

Robi się coraz cieplej, więc podczas odpoczynku czas na małe co nieco.. no i trzeba pozbyć się zapasów z Polski, żeby móc kosztować lokalnych produktów

Odpoczywamy nie tylko przy drodze, ale również w tak pięknych miejscach

Pierwsze górki w Chorwacji

I pierwsze serpentynki

Docieramy na wybrzeże Adriatyku w okolicy miejscowości Senj

Tak to wyglądało z perspektywy Jacka.. panoramicznie 😉

Idziemy zwiedzać

I coś zjeść 🙂

Miasteczko ma klimatyczne zaułki choć nie zawsze piękne i „wymuskane”

Spacerujemy aż do zachodu słońca

Czas znaleźć motocykle i ruszać dalej

Jedziemy wzdłuż wybrzeża

Podziwiając piękny zachód słońca

I co chwilkę zatrzymując się na fotkę

Nocleg kawałek w głąb lądu.. docieramy już po zmroku i relaksujemy się w lokalnej restauracji

Dzień drugi – z Bratysławy nad wybrzeże Adriatyku


Dzień 3

Tu spaliśmy

Jeszcze trochę zaspany ale po takim śniadaniu to będę miał siłę jechać cały dzień 🙂

W drogę

Przez mniej uczęszczane przez turystów rejony

Wracamy w góry

Co chwilkę postój na fotkę

Bo trudno się oprzeć takim widokom

No i czasem nawet udaje się mieć wspólną 🙂

Piękna pogoda i interesujące widoki

Oraz ciekawe miejsca np. ten most

Zadar

Cytując piosenkę „nic nie robić, nie mieć zmartwień, chłodne piwko w cieniu pić” … i to jest życie 😉

Zatrzymujemy się nad brzegiem aby..

Się nieco ochłodzić..

W krystalicznej wodzie Adriatyku

Ruszamy dalej

Kolejny piękny widok

Kolejna fotka z trasy

Przez małe miejscowości z przystaniami jachtowymi

Mijając mini plaże

W Trogirze motocykle zostawiamy na nabrzeżu

I idziemy zwiedzać

Rynek

Klasyczna architektura chorwackiego wybrzeża

Piękny deptak z palmami

Wąskie, ale jakże klimatyczne uliczki

Zamek

A jak się człowiek nachodzi i nazwiedza to robi się głodny 🙂

Nadal wzdłuż wybrzeża

Słońce coraz niżej nad horyzontem

I można zrobić ciekawe fotki

Plan był na wjazd do Parku Narodowego Biokovo.. Niestety możliwe to było do 19:00 a my dotarliśmy tam ok 19:15 🙁

Więc chwila zastanowienia co robimy dalej. Szkoda ominąć Biokovo i pojechać dalej więc może jednak znajdziemy gdzieś nocleg, wjedziemy tutaj rano i wtedy ruszymy w dalszą drogę. Wyjmujemy telefon i… okazuje się że ceny noclegów w Bośni wyglądają zdecydowanie bardziej zachęcająco a to tylko trochę ponad godzinkę jazdy. Zatem ruszamy w kierunku Medjugorje.

Zachód słońca wygląda zjawiskowo

Na rozdrożu.. którędy pojechać?

Ściemnia się.. postój z widokiem na dolinkę aby poszukać noclegu..

Na nocleg do Bośni.. granicę przekraczamy już w zupełnych ciemnościach.
Po dość długich poszukiwaniach naszego noclegu możemy wyjść na miasto, pozwiedzać i dowiedzieć się dlaczego przyjeżdża tutaj tak wiele pielgrzymek

Sanktuarium

Oprócz doznań duchowych trzeba czasem pomyśleć o ciele.. znaleźliśmy sobie restaurację z widokiem na sanktuarium

Niestety kuchnia była już nieczynna ale lokalnego piwa można było się napić – mina Jacka mówi, że chyba nie najgorsze było 🙂

Kolejny odcinek wzdłuż wybrzeża z noclegiem w Medjugorie


Dzień 4

Poranek przywitał nas deszczem

Co pozwoliło mi spokojnie pozwiedzać sanktuarium za dnia

Tankowanie na stacji przy wyjeździe z Medjugorje

Przez bośniackie wioski

Mijając takie oto relikty przeszłości – czynne nadal!

Docieramy do przejścia granicznego z Chorwacją..

Plan na dziś – wracamy do Park prirode Biokovo, który dzień wcześniej nam zamknęli..

Serpentynki

Droga, a właściwie dróżka ma swój klimat..

I widoki też.. 🙂

Czasem takie cuda na poboczu..

Kolejne serpentyny

Następne miejsce na krótki odpoczynek i oczywiście zdjęcie 😉

Dziś się udało – wjazd do Parku płatny.. ale warto..

Dla takich widoków.. a to dopiero początek..

Wąska dróżka wije się między skałami

Jedna z głównych atrakcji Parku – szklany taras widokowy nad przepaścią

Jacek wchodzi z dużą dozą nieśmiałości

Faktycznie robi wrażenie ta przepaść pod nogami.. Niestety zdjęcie nie oddaje tego..

Widok z tarasu na Adriatyk zachwyca..

Na horyzoncie widać już nasz cel.. szczyt z wieżą telewizyjną.. tam jedziemy..

Droga na szczyt

Hura!! Zdobyty!

Sv. Jure 1762 m n.p.m.

Nie jesteśmy tu sami.. parkujemy pomiędzy innymi motocyklami na samym szczycie

Szczęśliwy Jacek podziwia..

Taki oto widok!

Trochę ruchu nam się przyda.. Idziemy na spacer dookoła szczytu..

Po przeciwległej stronie stoi mały kościółek..

Panorama zapiera dech..

Dość gapienia się.. czas ruszać.. czeka nas emocjonujący zjazd 🙂

Wracamy na trasę wzdłuż wybrzeża

Jest upał.. Przerwa na kawę i ochłodzenie się w cieniu

A cóż to za warownia przy drodze?

Wjazd do Dubrownika

Gdzie by tu zaparkować?

Idealna miejscówka.. parking wyłącznie dla motocykli pod samymi murami miasta..

Ruszamy na podbój Dubrownika

Do centrum starego miasta wiodą schody

Ludzi sporo na placach i uliczkach..

Nie ma się co dziwić, bo jest co oglądać

Schody prawie jak w Rzymie 😉

Na ulicy Szerokiej można zastanowić się gdzie jeszcze nie byliśmy i co warto zobaczyć

Na nabrzeżu zaś można odpocząć i pokontemplować piękno otaczającego nas świata i zaplanować dalsze kilometry wycieczki. Postanowiliśmy tego jeszcze wieczora dojechać do Kotoru, a że to jeszcze kawałek – trzeba się zbierać żeby za dużo nie jeździć po nocy.

Opuszczamy Dubrownik i śmigamy przez Bośnię..

Docieramy do Czarnogóry i jadąc wieczorem dookoła Zatoki Kotorskiej podziwiamy widoki

Po zakwaterowaniu tradycyjnie ruszamy na miasto. Nocleg udało nam się znaleźć 50m od starego miasta z bezpiecznym parkingiem na motocykle więc z czystym sumieniem możemy wybrać się na kolację i piwo

Ależ klimat ma to miasto nocą..

Nasza kolacja po całym dniu na motocyklu

Niespiesznie spacerujemy po wąskich uliczkach

Docierając aż do końca starego miasta (wpisanego na listę UNESCO)

Medjugorie – Kotor


Dzień 5

Z okna mamy widok na zamek

Nasze motocykle grzecznie czekają na kolejny etap podróży

Niekiedy wymagają drobnej konserwacji – smarowanie łańcucha

Obowiązkowo wysyłam tradycyjne kartki pocztowe

Za dnia starówka prezentuje się okazale

I to tło..

I wycieczkowiec cumujący w centrum!

Z Kotoru serpentynami pod górę.. Wysoko.. Na sam czubek „tła” 😉

Serpentyna kotorska nie leży na żadnej głównej drodze, ale naprawdę warto się nią wspiąć

Słońce pali niemiłosiernie ale czym wyżej tym chłodniej..

Widok taki, że aż Jacek się zadumał podziwiając go

Poprzez niewielkie wioseczki leżące z dala od głównych dróg

Poprzez górskie zakręcone drogi

Docieramy do Albanii!!!

A tam zaskoczyły mnie piękna droga i dużo nowo budujących się domów (całe nowe osiedla)

Postój w przydrożnym barze z powalającym zapachem olejków eterycznych tutejszych sosen

I małe co nieco.. śniadanie/obiad/podwieczorek..

Znaleźliśmy sobie nocleg według booking-u całkiem blisko.. Niestety nawigacja mówi nam, że to 10 godzin drogi.. O co tu chodzi??

Droga faktycznie zrobiła się jakościowo nie najlepsza.. Szutry i dziury.. ale to nie powód, żeby aż tak długo tam jechać..

Nie można jednak powiedzieć, żeby nie miała ta droga swojego uroku

Okazało się, że 30 km tą drogą doprowadziło nas do promu.. który już dziś by nas nie zabrał.. Wracamy te 30 km i jedziemy dookoła.. Teraz już wiemy czemu nawigacja podawała taki czas dojazdu

Na drodze można zapoznać się z lokalną fauną 😉

Lokalne drogi bywają nie najgorszej jakości

A widoki jakie fundują..

Nic tylko zrobić fotkę

Albo napawać się takimi obrazami..

Ulubione zdjęcie Jacka z tej wyprawy 🙂

Tama widziana z góry

I z bliska

Wieczorem docieramy do hotelu w miejscowości Bajram Curri. Nie żebyśmy robili komuś tutaj reklamę, ale ten hotel był zdecydowanym zwycięzcą w kategorii jakość do ceny

Zwiedzamy miejscowość

Kolacje jemy w miejscowej pizzerii gdzie długo rozmawiamy z właścicielem o sytuacji polityczno – ekonomicznej Albanii

Na zakończenie tak udanego dnia świętujemy dotarcie do Albanii – oczywiście albańskim piwem 🙂

Z Kotoru do Bajram Curri


Dzień 6

Widok z hotelowego okna

Nasze pojazdy „spały” na zapleczu, bezpiecznie zamknięte za bramą hotelu.

Rankiem zwiedzania ciąg dalszy

Czy to tymczasowe roboty na drodze czy na stałe ten pan odgarnia osuwające się kamienie?

W każdym razie to jest najbardziej główna droga prowadząca przez góry w stronę naszego przejścia granicznego.

Przykłady sakralnej budowy – widać tu wyraźnie wielokulturowość

Ach te widoki..

Ostatnie zakupy w lokalnym sklepie

Albania to w ich języku Shqiponja.. tak wyglądają wioski wzdłuż głównej drogi..

Nie da się ukryć, że bywa to kraj kontrastów.. czasem skromne zabudowania..

A czasem pałace

Droga w kierunku Czarnogóry jest bardzo dobrej jakości

Żegnamy Albanię.. Szkoda, że tak krótko.. Przed nami Czarnogóra.. i jeszcze kilka ciekawych punktów do odwiedzenia

Jedziemy wzdłuż rzeczki

Niesamowity ten wąwóz

W ramach odpoczynku zwiedzamy monastyr

Niestety mój motocykl na jednej z górskich dróg Czarnogóry odmówił współpracy

Spadł mi łańcuch i przestało działać sprzęgło.. Trochę słabo bo do najbliższej miejscowości 10 km a godz 17 też nie nastraja optymizmem.. Założyć łańcuch to nie problem.. ale co z tym sprzęgłem? Po rozebraniu okazało się, że pękł na 3 części popychacz wysprzęglika (dopiero później dowiedziałem się, że to tak się nazywa 😉 )

Taka mała część i tyle problemów.. Na zdjęciu uszkodzony element oraz nowy kupiony już w Polsce

Dzięki Jackowi, który znalazł warsztat a w nim bardzo pomocnego pana który dorobił tą część – zużył na to swój najlepszy śrubokręt! – udało nam się naprawić usterkę. I na tym śrubokręcie dojechałem do Polski 🙂

Przez przygody w postaci awarii na nocleg dotarliśmy po zmroku, ale na szczęście udało się jeszcze dostać kolację

I oczywiście trzeba było uczcić udaną naprawę motocykla 🙂

Kolejny dzień minął i kolejne kilometry za nami.

Miał być to jedyny dzień w którym mieliśmy zaplanowane stosunkowo niewiele kilometrów i do hotelu mieliśmy dotrzeć nadzwyczaj wcześnie. Po głowie chodziło nam przejechanie się jeszcze po okolicy. Ale przygoda z naprawą motocykla kosztowała nas ze 3-4 godziny czasu, a więc do hotelu dotarliśmy znowu po zmroku.


Dzień 7

Spaliśmy w tym oto budynku

Pyszne śniadanie..

Z widokiem na imponujący most

Planowanie dalszej trasy.. analogowe kontra cyfrowe 😉

W drogę odkrywać nieznane..

W miejscowości Zabljak trafiliśmy na procesję – z jakiej okazji nie mam pojęcia

Czasem jedziemy skrótem

Przez czarnogórskie wioski

Jedziemy wąską dróżką

I docieramy do Durmitoru – parku narodowego położonego w Górach Dynarskich

Niesamowite miejsce

Zdjęcia – obowiązkowo

Ale zakręt 🙂

Czasem zjeżdżamy z utwardzonej drogi aby podziwiać okolicę i zrobić pamiątkowe zdjęcia – a ile przy tym zabawy to można poznać po minie Jacka 🙂

Spotykamy mieszkańców Parku

Takich widoków chyba nie trzeba komentować

Jacek na swoim „wierzchowcu” hasa po górskich łąkach 😉

Po wyjeździe z Parku jedziemy nad Pivsko Jezero

Droga wiedzie poprzez szereg tuneli

W kolejnym na naszej trasie wąwozie

Góry.. woda.. zieleń..

I tunel za tunelem

A to wszystko nad „moją” rzeką (mam pseudonim PIVO) 🙂

Takim mostem dojeżdżamy do granicy

Żegnamy Czarnogórę i wracamy znów do Bośni

Zaraz, zaraz.. czy ja dobrze czytam.. już nie wiem gdzie jestem w Bośni czy w Serbii..

Początkowo jedziemy bardzo ładnym asfaltem – główna droga

Asfalt bywa nudny więc obieramy kierunek boczne drogi..

Trochę offroad-u 😉

Czasem ładny szuterek

A czasem całkiem mocno kamienisty odcinek stromego zjazdu z góry.. i to goniąc się z deszczem

Wracamy na asfalt

Po tak atrakcyjnym odcinku chwila oddechu

Krajobraz już się nieco zmienia.. nadal góry, ale jakby trochę inne

Asfalt ładny ale widokowo już mniej atrakcyjnie

Tylko czasem udaje się znaleźć jakiś punkt widokowy

Kolejna granica – wjeżdżamy do Serbii

Droga jak od linijki i coraz bardziej płasko

Nasza kolacja na jakiejś stacji benzynowej

Po dość emocjonującej drodze – gdzie ciśnienie podnosili nam kierowcy samochodów, padał deszcz i było ciemno docieramy na nocleg w mieście Novi Sad

Wieczorem oczywiście zwiedzamy starówkę – trzeba przyznać, że całkiem ładną

Znajdujemy sobie lokalny browar

Wspominając wszystkie przygody dobrze kończymy ten dzień 😉

Z Czarnogóry przez Bośnię do Serbii


Dzień 8

Poranek wita nas deszczem

Później nie jest lepiej

Całą Serbię przejechaliśmy w deszczu

Na Węgrzech trochę mniej ale nadal pada

Czym bliżej granicy Słowackiej tym bardziej sucho.. i jak tu płasko.. dziwnie..

Za chwilkę zacznie się Słowacja.. strefa Schengen.. gdyby nie tabliczka można by przeoczyć granicę

Poza głównymi szlakami.. takie drogi lubimy 🙂

Jak widać deszcz wisi w powietrzu

Na granicy słowacko/polskiej robimy sobie postój

I wracamy do Polski

W Żywcu próbujemy znaleźć nocleg, ale słabo.. nic ciekawego w okolicy nie ma 🙁 Najbliższy znajdujemy w Zabrzu

To był ciężki dzień, ale to nasz ostatni nocleg i trzeba wypić coś za udaną wyprawę.. wybraliśmy lokalne piwo 🙂

Novi Sad – Zabrze


Dzień 9

Poranne przygotowania do ostatniego etapu podróży

Wróciłem do domu.. Jacek jeszcze jedzie do Gdyni..

Ostatni etap

To była kolejna niesamowita wyprawa. Bałkany są piękne. Zobaczyliśmy wiele, ale wiele zostało jeszcze do odwiedzenia.. Pozostał niedosyt, że w Albani byliśmy tak krótko..
Chorwacja ma piękne wybrzeże ale nie tylko.. Czarnogóra ciekawa, Bośnia super.. Może tylko Serbia nas nie zachwyciła, ale mieliśmy pecha i przez to, że to była tylko przejazdówka i to w deszczu takie mamy odczucia.
Pomimo tego, że Jacek był początkowo sceptycznie nastawiony do Albanii – bo niby co tam jest do zobaczenia, czy są tam fajne drogi dla motocyklistów, etc. to mam nadzieję, że popiera moje zdanie, że na pewno trzeba tam wrócić 🙂
Także nie mówimy żegnajcie Bałkany, ale do zobaczenia.. oby wkrótce.

Cała trasa wyszła mi 4662 km.. Odwiedziliśmy aż 8 państw! Jacek doliczając dojazd do i z Gdyni zrobił ok 5000 km

Mimo że cała trasa obfitowała w piękne widoki, to trzy miejsca zdecydowanie zasługują na wyróżnienie:

  • Chorwacja: Makarska, Park Biokovo
  • Czarnogóra: Kotor i Serpentyna kotorska
  • Czarnogóra: Durmitor i dojazd nad Jezero Pivsko

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *