W tym roku postanowiliśmy odwiedzić kraj uważany za raj rowerzystów, a także ich południowych sąsiadów – Holandię i Belgię.
Czym dalej od Polski tym większy problem logistyczny – jak dotrzeć do miejsca gdzie rozpoczniemy naszą podróż na rowerowych kołach: pociąg,samolot, a może jeszcze inny środek transportu.
Dzięki uprzejmości właściciela firmy przewozowej – Pana Marka udało nam się dotrzeć do punktu startowego.
Nasz pierwszy raz w busie tzn. busem do Holandii” 😉
Pod kasztanem składamy rowery po 16 godzinach podróży.
Pierwszy wiatrak…
Ruch rowerowy pomiędzy wioskami.
Pierwsza przeprawa na drugą stronę kanału.
Wiatraki duże i małe.
Kiedyś się zdarzył tu wielki wypadek.. i tak już zostało 😉
Siatka na motyle? Nie!.. Kosz na śmieci dla rowerzystów.. łatwo trafić w czasie jazdy.
Droga rowerowa przez rezerwat przyrody.
Mapka punktów węzłowych – węzeł nr 70.
Philips wielkim człowiekiem był!
Zielono w Eindhowen.
Słynna świecąca ścieżka Van Gogha z księżycem w tle.
Tradycja.. rzecz najważniejsza!
??
Czy na pewno jesteśmy w dobrym kraju.. typowe zwierzęta.. wielbłądy..
Lamy też popularne.
Palmy.. a co! Fauna musi pasować do flory…
Ławka ze stolikiem. Wbrew pozorom rzadko spotykany obiekt przy szlakach rowerowych…
Którędy teraz???
Szczotki i kosmiczne domki – przykład nowoczesnej architektury w Den Bosch.
Kolejny przykład ciekawych hodowlanych zwierząt.
Typowy holenderski widoczek.
Nocleg po holendersku – pod wiatrakiem.
Z tego słynie ten kraj.. Sery..!
Sklep i serwis rowerowy z ogólnie dostępnym punktem naprawy.
Jak tu pięknie…
30% holendrów mieszka nad kanałem.
Drogi nie zawsze proste.. po „trawce” budowali? 😉
Na przedmieściach…
…Amsterdamu!
Zwiedzamy po zmroku…
… i nocą (patrz zegar na wieży).
A także w dzień… oj jest co pooglądać…
Tradycyjne drewniaki bywają w różnych rozmiarach.
Rowery, kanały i piękna architektura.
Barki – domy.
Model roweru do przewozu dzieci.
W miastach też są wiatraki.
Dojechaliśmy do Morza Północnego.
Droga rowerowa przez nadmorskie wydmy (najdziksze okolice przez jakie jechaliśmy).
Lejda – życie nad kanałami.
Tu zjedliśmy najsmaczniejsze frytki na całym wyjeździe.
Haga.
Dzikie żółwie w kanale!
A może by na ryby? Smażone – lokalne przysmaki…
Rotterdam zaskakuje…
…
…architekturą.
I kosiarkami.. naturalnymi!
Z Rotterdamu udajemy się na południe.
Kierunek Belgia…
Południowy sąsiad Holandii jest bardzo ciekawy – zarówno pod względem zróżnicowania terenu jak i pod względem kulturowym (wyraźny podział na Flandrię i Walonię).
W Belgii podobnie jak w Holandii jest bardzo rozwinięta infrastruktura rowerowa. Drogi bywają nieco bardziej zaniedbane ale na plus można zaliczyć dostępność papierowych darmowych map w punktach informacji turystycznej. Niestety w Holandii mapy są płatne – ok 9-10 euro/sztuka (a cała Holandia podzielona jest na 38 kawałków – moglibyśmy zbankrutować). Oczywiście istnieje wersja aplikacji na telefon komórkowy, ale my jesteśmy tradycjonalistami.
I tak zaskoczyła nas granica w środku miasteczka.
Szlaki w lesie…
I drogi na wsi…
Czasem przez bagna.
A czasem rowerową drogą szybkiego ruchu – prosto wzdłuż torów kolejowych…
Awarie też się zdarzały i to w takim miejscu..
Że mogło skończyć się holowaniem 😉
Po zwiedzaniu Antwerpii jedziemy na południe.
Podziwiając architekturę i życie w małych miasteczkach.
Oraz krajobrazy pomiędzy nimi.
Docieramy do stolicy… i co widzimy:
Czołgi na ulicach… Jakiś zbrojny konflikt o którym nie mamy pojęcia?!?
Nie, to tylko defilada z okazji święta narodowego 🙂 Uff..
Zatłoczony rynek w Brukseli. Jakoś się z rowerami jednak upchnęliśmy na nim 😉
Słynny Manneken pis – symbol Brukseli.
A zaraz obok… Rowery są wszędzie!
W drodze do „dzielnicy europejskiej”…
Parlament europejski.
Kolejny symbol – słynne kule czyli Atomium. Wielkie i piękne.
I świecące także nocą 🙂
Opuszczamy wielokulturową stolicę i rozkoszujemy się ciszą i spokojem prowincji.
W samym środku Belgii – geograficznym środku!
Niektóre drogi trochę im zarosły.
Twierdza Namur zdobyta!
Szlak wzdłuż rzeki Mozy. Już widać skały…
Pięknie jak to w górach.
Po obu stronach Mozy jest usytuowane wiele zakładów przemysłowych – tu szlak wiedzie przy elektrowni atomowej.
Skwarne popołudnie w Liege.
Słynne belgijskie frytki w Liege, ale nie tak dobre jak w Lejdzie.
Kierunek Ardeny.
Grottes de Remouchamps.
A w środku takie cuda i rejs łódką po zalanej części jaskini.
Pogoda nas nie rozpieszczała… Przeżyliśmy największy upał w życiu 43,5 stopnia Celsjusza w cieniu!
Więc jakoś się trzeba było schładzać.
Nietypowa awaria.
Łataliście kiedyś oponę? My pierwszy raz! 🙂
Powoli zmierzamy w kierunku Holandii i Maastricht.
Na tulipany za późno, można jednak spotkać inne kwiatowe pola.
I wróciliśmy do pierwszego wiatraka.
I tak kończy się nasza przygoda… jeszcze tylko zapakować się do busa i powrót do Polski…
Trasa naszej wyprawy.
Łącznie zrobiliśmy 1025 km.