Po zeszłorocznej wyprawie do Tallinna już zimą mieliśmy kolejny plan na podróż. Nasz wybór padł na jedne z najpiękniejszych tras motocyklowych w Europie – znajdujące się w Rumunii Transfogarską i Transalpinę.
Start wspólny nastąpił z Torunia – Jacek już miał przejechane poprzedniego dnia 200 km z Gdyni.
Plan zakładał dojechanie tego dnia na Węgry – w okolice Miszkolca – ok 700km.
Jechaliśmy spokojnie omijając w Polsce autostrady, zwiedzając co nieco np. Wadowice.
Będąc już w okolicy Nowego Targu złapała nas wielka ulewa, którą przeczekaliśmy na przystanku autobusowym. Jak przestało padać pojechaliśmy dalej. Przez interkom ostrzegałem Jacka, żeby uważał na białe linie bo są śliskie po deszczu. No i nie minęło wiele czasu a omijając korek sam musiałem przyhamować na białej linii… no i „gleba”.
Na szczęście skończyło się na lekkim otarciu ręki i zgiętym gmolu. Jednak jak widziałem jak mój motocykl sunie po asfalcie i wydobywa się z pod niego snop iskier to najgorszą myślą było: i to już koniec naszej wyprawy.. a przecież jeszcze z Polski nie wyjechaliśmy..
Po pozbieraniu się i oględzinach ludzia i sprzętu decyzja: Jest pozytywnie – jedziemy dalej!
Jedziemy przez Słowację.. autostrada prowadzi wzdłuż Tatr – przepiękne widoki
Niestety to nie koniec przygód tego dnia. Około 22:30 docieramy do Miszkolca – podobnie jak na poprzedniej wyprawie noclegów szukamy po dojeździe (wyjątkiem jest zarezerwowane noclegi w Sybinie w Rumunii). No i kiepsko.. w samym Miszkolcu ani nigdzie w okolicy nie ma wolnych pokoi w sensownej cenie (no nie mówimy tu o cenie 500zł/noc od osoby).
Decydujemy aby przekroczyć granicę z Rumunią i tam poszukać czegoś.
Jedziemy na najbliższe przejście graniczne (Rumunia nie jest w strefie schengen więc jest normalna kontrola graniczna). No i kolejna niespodzianka: zamknięte – stoi tylko radiowóz i pilnuje, żeby nie przekraczać. Pan kieruję nas na inne przejście oddalone o ok 30km.
Jedziemy. Na szczęście w nocy nie ma kolejek i odprawa poszła sprawnie.
I znów poszukiwania noclegu.. I… znów nic..
Zrobiła się już 2 w nocy.. Mamy zarezerwowany nocleg w Sybinie ale dopiero od 12 można się zameldować i jest to kilkaset kilometrów jazdy jeszcze.. Ale chyba nie mamy wyjścia.
Jedziemy.. świta.. postoje robią się coraz częstsze i wykorzystujemy je na odpoczynek. Nad ranem jest bardzo rześko i to pozwala nie usnąć.
Zaczynają się powoli góry..
I piękne widoki.
Takie atrakcje na drodze zdarzają się często i to zmusza nas do nieustanego skupienia uwagi.
Kolejny postój
I krótka drzemka
Droga wiedzie przez malownicze wioski
Drogi może nie są najlepsze na świecie ale jedzie się dobrze
Jest na co popatrzeć – jak się jednak okaże to tylko przedsmak tego co nas czeka.
W małych miasteczkach zdarza się zatrzymać, aby uzupełnić płyny 😉
I tak po przejechaniu 1200 km i po prawie 30 godzinach docieramy do Sybina (naszej bazy wypadowej) gdzie już czeka na nas wygodne łóżko w hotelu.
Po kilku godzinach snu jedziemy do centrum aby coś zjeść i rozprostować kości zwiedzając starówkę po takim „maratonie” w siodle 🙂
Rano drobne prace konserwacyjne przed wyjazdem na serpentynki.
Wjazd na Transalpinę.
Obowiązkowe fotki na zaporze.
Ruch jest spory.. i to nie tylko samochodowy 😉
Nie tylko jeździmy. Również zwiedzamy.
I poznajemy lokalną faunę, która wita nas serdecznie wychodząc nam naprzeciw 🙂
Podziwiamy krajobrazy z pobocza.
No i oczywiście w czasie jazdy.
Coś pięknego!
Nie da się opisać.. to trzeba zobaczyć.
Tam za chwile pojedziemy
Wcześniej jednak kawa i lokalne ciastko – w promocji z takim widokiem.
Ten uśmiech mówi sam za siebie
I zjeżdżamy po drugiej stronie
Wracamy malowniczymi górskimi drogami
Pełni wrażeń już czekamy na następny dzień i kolejny wypad.
Prosto ku nowej przygodzie. Dziś Transfogarska.
I tak co chwilę.. więcej stoimy niż jedziemy 😉
Ruch spory. A my mamy wjechać na sam szczyt!
I jak widzisz coś takiego…
To chciałoby się tu zostać na dłużej, kontemplując to co się widzi..
Zjazd zapowiada się równie ciekawie
Za kilka minut będziemy jechać tą dolinką
Po takiej ilości widoków i wrażeń odpoczynek w cieniu nad strumykiem
Kolejna tama.. niesamowite
I dla urozmaicenia nieco szutrowej nawierzchni – tu jechaliśmy szybciej niż samochody terenowe z napędem 4×4..
Oraz postój nad zalewem połączony z kąpielą.
Wracamy na asfalt
Mijamy zamek Drakuli. Niestety z uwagi na późną porę nie udaje nam się go zwiedzić.
Kolejny terenowy odcinek specjalny 🙂
I tak upłynął nam kolejny dzień.. do hotelu wróciliśmy już po zmroku. Kolacja, lokalne piwo i spać.
Pogodę mieliśmy super
Plan na dziś: jeszcze raz Transalpina
Dojazd do niej jednak wybraliśmy dość niestandardowy.. sądzę, że moja Yamaha była pierwszym choperem, który tamtędy jechał 😉 Wrażenia – nie do opisania.
Świat z góry wygląda fantastycznie
Nie dane nam jednak było długo podziwiać ponieważ nagle znaleźliśmy się w chmurze
Czym prędzej zjechaliśmy w dół
I jedziemy pozwiedzać Sybin
Po trzech dniach stwierdziliśmy, ze czas ruszyć się z gościnnego Sybina.
Zatem w drogę..
Nie samą jazdą człowiek żyje i dlatego zatrzymaliśmy się na posiłek.. Pyszny, dużo, tanio..
Kolejny przystanek – ponoć znana atrakcja: czerwone jeziorka
Monumentalny wąwóz Bicaz
Na koniec dnia znów problem z noclegiem.. Z uwagi na festiwal i paradę (na której Jacek udzielił wywiadu dla TV) musieliśmy jechać do innego miasta.. Nie ma jednak tego złego, co by na dobre nie wyszło..
Za niewielkie pieniądze spaliśmy w hotelu **** !
Nocne zwiedzanie miasteczka zakończyliśmy uzupełniając elektrolity 😉
I to już ostatni nocleg w Rumunii.
Mołdawia – przejście graniczne
Asfalt niezły
Szutry nieco gorsze
Nawet mój motocykl się zbuntował i urwał mi się jeden z kufrów
Domki biedne ale zadbane
A w miasteczku widać różnicę społeczną.. stare łady vs nowe BMW
Lenin wiecznie żywy 😉
Po krótkiej wizycie w Mołdawii udajemy się na Ukrainę
Na granicy mieliśmy okazję porozmawiać z mołdawskim motocyklistą udającym się na zlot motocyklowy na Ukrainie
Po wjeździe na Ukrainę kontynuujemy naszą podróż.
Drogi różne.. czasem piękny asfalt gładki jak stół, czasem dziury jak w szwajcarskim serze.
Zatrzymując się i jadąc podziwiamy architekturę sakralną i nie tylko
Od czasu do czasu trzeba przeprowadzić mały serwis 🙂
I kolejne przygody noclegowe.. na szczęście dziś szybciej zaczęliśmy sprawdzać co i gdzie.. Plan był: spać we Lwowie.. nic z tego.. wybór więc padł na Łuck.
Sympatyczny hotel, sympatyczna obsługa, sympatyczna cena 😉
Zwiedzamy zamek
Lokalne targowisko
I boczne uliczki
Już z Rumunii chciałem wysłać kartki pocztowe do domu, ale z okazji święta wszystkie poczty w Rumunii były zamknięte. Postanowiliśmy znaleźć pocztę na Ukrainie. No i się po sporych poszukiwaniach udało. Okazało się jednak, że wysłanie kartek nie jest ani proste ani tanie. O ile pani na poczcie w końcu dowiedziała się jakie znaczki potrzebne są do wysłania kartki pocztowej do Polski, to znaczki te kosztowały powyżej 10zł sztuka! Jeszcze chyba nigdy tak ekskluzywnych kartek nie wysyłałem 😉
Powrót do Polski przez przejście graniczne Zosin-Uściług.
A po przekroczeniu granicy najpierw kawa i hot-dog
Następnie po trudach podróży regeneracja w uzdrowisku w Nałęczowie 😉
Park zdrojowy
Postanowiłem zmienić pojazd – jednak ciągnie mnie na rower 😉
Z Nałęczowa jedziemy do ostatniego miejsca które zwiedzamy
Kazimierz Dolny
Ruszamy na ostatni etap naszej wyprawy – kierunek Toruń
Docieramy już po zmroku
Przejechaliśmy około 4400 km. Oczywiście Jacek jeszcze 200 km do domu w Gdyni.
W ramach ciekawostki to w czasie naszego wyjazdu Yamaha spaliła ok 240 litrów paliwa co po przeliczeniu wychodzi, że średnio pali 5,5l/100km z czego się cieszę 🙂
Mapki: