Kolejny rok i kolejna wyprawa. Tym razem zaczęliśmy przygotowania dużo wcześniej. Aby wjechać na terytorium naszych wschodnich sąsiadów potrzebna jest wiza oraz potwierdzenie rezerwacji noclegu. Udało się wszystko załatwić i możemy ruszać.

Podróż naszą zaczynamy jak zwykle z przygodami.. Dostać bilet na pociąg z rowerem graniczy z cudem.. Jedziemy zamiast o 12 do Białegostoku przez Warszawę to o 14 przez Olsztyn! Ale jedziemy 🙂

W Białymstoku lądujemy ok 23.. więc mamy nocne zwiedzanie.

A po nocy przychodzi dzień…

Zwiedzamy zabytki, ale i nowe obiekty np. browar (ale tylko z wierzchu).

A później już prosta droga (jak widać na zdjęciu) do granicy.

Samo przekroczenie przeszło bez problemu i po wypisaniu karty pobytu możemy legalnie wjechać na teren Białorusi.

A od granicy szybciutko w stronę Grodna.

Na wjeździe wita nas kolega„Rudego 102”.

I Lenin wiecznie żywy 😉

W Grodnie zaczynamy zwiedzanie od domu Elizy Orzeszkowej.

Następnie odpoczywamy rozkoszując się pejzażem rozciągającym się z góry zamkowej.

A także podziwiamy występy ludowych artystów.

Opuszczamy Grodno i udajemy się w dalszą drogę. Spotykamy „sakwiarza” z Petersburga (jedynego na całej trasie!).

I dalej droga dobrej jakości o niewielkim ruchu…

Ale nawet tam spotykamy ostrzeżenia.

Po drodze widzimy jak spotyka się duch komunizmu z duchem wiary…

A także widzimy jak mogą współżyć ze sobą katolicy i prawosławni mieszkający w jednej miejscowości.

Obserwujemy życie ludzi w wioskach – tu obwoźny sklep.

Docieramy do Starych Wasyliszek gdzie dzieciństwo i młodość spędził Czesław Niemen (przed jego domem).

Kolejnym miastem na naszej trasie jest Lida.

I tu dojeżdżamy do browaru w którym produkuje się piwo i kwas.

Oczywiście degustujemy miejscowe specjały w restauracji przy browarze.

A to droga rowerowa wyznaczona do kolejnej miejscowości.

Wjeżdżamy do Nowogródka.

Udajemy się tam do informacji turystycznej, jednej z nielicznych na całej trasie (i nie tak prosto ją znaleźć). A tam bardzo sympatyczna pani w udziela nam wszelkiej pomocy – od powiedzenia co gdzie i jak po ładowanie baterii do aparatu.

Następnie wybieramy się w odwiedziny do naszego wieszcza narodowego Adama Mickiewicza.

W miejscowości Mir zwiedzamy jeden z najładniejszych zamków na Białorusi.

Jest ciepło.. pić się chce.. zawieramy wiec znajomość z panią sprzedającą kwas z beczki…

Skończyła nam się droga.. tzn. zaczęła się droga szybkiego ruchu.. Co teraz? Wracać i nadrabiać kilkadziesiąt kilometrów, ryzykować i łamiąc przepisy pojechać dalej.. Mamy niezły dylemat.

Miejscowi polecili nam, że zamiast nadrabiać kilkadziesiąt kilometrów lepiej pojechać „elektriczką”.

Co też uczyniliśmy – jest to bardzo tani i wygodny środek transportu (przejechaliśmy ok 30km – 3 osoby + 3 rowery za 6zł!).

Z Dzierżyńska do Mińska prowadzi piękna droga (lepsza niż nasze autostrady – 3 pasy w każdą stronę + pobocze) i nie jest to żadna autostrada czy też droga szybkiego ruchu – rowerem legalnie można się tam poruszać.

Przed Mińskiem zwiedzamy piękny skansen.

No i już w Mińsku.

I jak w filmie Barei: przed nami polewaczka czyści ulicę na powitanie gości 😉 Jechaliśmy za nią (a właściwie ona przed nami) ok 3km!

A w stolicy pełno kontrastów: od starych domków po nowoczesne drapacze chmur w budowie…

W parku zamyślony siedzi nasz wieszcz narodowy…

Zwiedzamy „Wyspę łez”…

…jeden z głównych prospektów stolicy z monumentalnymi gmachami…

…muzeum lotnictwa…

…a także nowy symbol Mińska – Bibliotekę Narodową.

Spotkaliśmy tam wspaniałych ludzi, którzy pomogli nam załatwić wiele formalnych spraw – np. meldunek w Mińsku

Na zdjęciu Ks. Gienadij i my przed jego plebanią.

I Ks. Krzysztof u którego nocowaliśmy 10 km od Mińska.

Ks. Krzysztof przejechał z nami nawet spory kawałek rowerem.

A dalej to już jechaliśmy przez pola.

Nowe kołchozowe osiedla.

Po polnych drogach.

Mijając wielokrotnie Niemen.

Jadąc w palącym słońcu.

Jak i w deszczu.

Mijając najróżniejsze pojazdy.

Jadąc przez wioski w których z „urzędu” wszystkie płoty były jednakowe.

Byliśmy pierwszymi turystami, którzy odwiedzili jednostkę straży pożarnej.

Oglądaliśmy lokomotywy w muzeum kolei.

I jeździliśmy drezyną 🙂

Poznawaliśmy tajniki pszczelej natury w muzeum pszczelarstwa.

A także zwiedzaliśmy większość zabytków sakralnych na naszej trasie.

Jadąc przez las.

Dojechaliśmy do wioski „na końcu świata”.

I tam „wynajęliśmy” luksusowy nocleg w stajence 😉

A jedyną właściwą drogę wskazywał nam „wiecznie żywy” towarzysz 😉

Spełniło się też marzenie z dzieciństwa – poznać Wilka i Zająca.

I tak po wielu przygodach dotarliśmy do ostatniego etapu naszej podróży – Puszczy Białowieskiej…

…gdzie odwiedziliśmy niejakiego Dziadka Mroza w jego posiadłości…

…i po tym spotkaniu dotarliśmy do Polski.

Podróż powrotna to znów PKP… Do Warszawy zajęliśmy cały pociąg – bo po jednym rowerze na wagon.

A z Warszawy do Torunia już razem w luksusowych warunkach:)

I tak zakończyła się nasza wyprawa do zupełnie innego świata.. Tak blisko nas, a jednocześnie tak daleko. Była to fascynująca podróż. Przejechaliśmy 1050 km.

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *