2 lipca ruszam z Gdyni do Częstochowy. Chcę sama się przekonać, czy „Szlak Orlich Gniazd” to najpiękniejsza trasa rowerowa w Polsce. Przy okazji też przetestuję moje nowe siodełko rowerowe Brooksa. Mam prosty plan. Podjeżdżam pod każdy zamek.

Wprawdzie właściwy szlak zaczyna się dokładnie w kierunku przeciwnym niż Jasna Góra, to nie mogę ominąć tego ważnego dla mnie niegdyś miejsca. Odwiedzam kilka kaplic na terenie obiektów klasztornych, zjadam obiad w Domu Pielgrzyma i jestem gotowa do dalszej drogi.

Piękna betonowa ścieżka rowerowa wiedzie mnie ok. 20 km. trasą wprost pod zamek Olsztyn. To pierwsze ruiny warowni na szlaku Jury Krakowsko-Częstochowskiej. Siegający swą historią aż XIII w. zamek miał bogatą historię. Został rozbudowany przez Kazimierza Wielkiego jako jedna z najlepiej strzeżownych warowni pogranicza śląskiego. Dopiero potop szwedzki zniszczył go doszczętnie i nigdy nie został już odbudowany. Dziś obiekt ten jest dobrze przygotowany do zwiedzania. Górne kondygnacje zaopatrzone są w łańcuchy ochronne, niżej pasą się owce, co dodaje temu miejscu dodatkowy koloryt. Bilet wstępu do obiektu to koszt zaledwie 10 zł.

Nocuję w Zrębicach w ciekawym pensjonacie, którego na każdym kroku strzegą anioły.


Wcześnie rano ruszam w kierunku kolejnego Orlego Gniazda. Założyłam sobie na początku nie tylko przejechanie trasy, ale dokładne obejrzenie każdego zamku. Oczywiście to co mijam po drodze również mnie interesuje. Drogowskaz do Pustyni Siedleckiej wygląda zachęcająco. Sama pustynia … no cóż chyba już mocno zarosła i pozostała nią tylko z nazwy.

Moja trasa wiedzie do ruin zamku Ostrężnik. Wprawdzie w przewodniku czytam, że właściwie dziś nie ma tam już nawet ruin. Nie szkodzi, chcę przecież zobaczyć wszystkie zamki. Docieram do ogromnej skały. Pytam wspinające się osoby, jak dotrzeć do ruin i słyszę odpowiedź, która mnie zaskakuje: „właśnie się tam wspinamy”. Okazuje się, że ruiny znajdują się na szczycie skały i dojście do nich jest trudne. Zresztą wszedzie ostrzegają o tym tablice. Rezygnuję z mozolnej wspinaczki.

Trasą przez Żarki udaję się do zamku Mirów. Ta warownia również została wzniesiona przez Kazmierza Wielkiego. W 1391 r. został odebrany prawdopodobnie księciu Władysławowi Opolczykowi przez Władysława Jagiełłę. Ten obiekt również zniszczyli Szwedzi w czasie ich XVII-wiecznej wyprawy na Polskę. Dziś obiekt ten jest własnością prywatną i należy do rodziny Laseckich. Bilet wstępu kosztuje ok. 20 zł. Z zamku ruszam zobaczyć ostańce. Ścieżka do nich jest dość wymagająca ze względu na przewyższenia oraz kamieniste podłoże. Tą wymagającą drogą jadę w kierunku Bobolic.

Tam, dość blisko od szlaku znajduje się kolejny zamek w Bobolicach. Teren jest zagospodarowany. W pobliżu znajduje się restauracja i hotel. Ciekawie prezentuje się znak ostrzegający przed duchami. Ostatnim etapem mojej wyprawy tego dnia jest miejscowość Ogrodzieniec, gdzie nocuję w pensjonacie urządzonym w starym ratuszu.

Słusznie mówi się, że ruiny zamku w Ogrodzieńcu są najpiękniejsze na całej Jurze. Ten obiekt jest najmłodszy z odwiedzanych przeze mnie, gdyż pochodzi z przełomu XIV i XV stulecia. Jego wyjątkowość to również najwyższe położenie na całej Jurze 515 m.n.p.m. Niestety nie pochodzę po ruinach, gdyż tego dnia odbywa się tam festyn archeologiczny zaczynający się o 10:00, a ja przybywam pod jego mury już o 8:00

Dojeżdam do Podzamcza, kolejnego orlego gniazda. Tu również jest zbyt wcześnie na zwiedzanie. Obchodzę skałę dookoła, zaglądam do jaskiń. Czas jechać dalej. Kierunek Zawiercie.

Objeżdzam całe miasto. Najbardziej zainteresowało mnie osiedle Towarzystwa Akcyjnego Zawiercie przeznaczonego w XIX w. jako miejsca zamieszkania dla robotników z przędzalni bawełny. Ok. 12:00 wsiadam do pociągu do Krakowa.

Z dworca Kraków Gł. bulwarem Czerwieńskim i Bielanami wzdłuż Wisły jadę wprost do klasztoru w Tyńcu. To najbardziej malownicza trasa w całej Małopolsce. Jest niedziela, pogoda piękna, początek lata, więc ruch na ścieżce ogromny. Zarezerwowałam nocleg na terenie opactwa i tym samym spełniam swoje marzenie sprzed wielu lat.

Opactwo Benedyktynów w Tyńcu to magiczne miejsce. Nocuję w celi mnisiej na terenie klasztoru, tuż obok kościoła. Dzień kończę bardzo póżno uczestnicząc z braćmi w śpiewach gregoriańskich. O godz. 6:00 jestem już na Jutrzni i potem na Mszy Św. konwentualnej. O godz. 7:30 spożywam wyśmienite śniadanie w towarzystwie mnichów z Niemiec. Koszt noclegu ze śniadaniem to zaledwie 120 zł.

Kolejnego dnia przez Skawinę jadę do Krakowa. Tradycyjnie odwiedzam jamę smoka i dzielnicę żydowską na Kazmierzu. Smakuje wyśmienity czulent, a potem paschę. Czuję się w tym miejscu wyjątkowo dobrze, choć pogoda mi nie sprzyja. Ulewny deszcz pada już do końca dnia.

Ostatniego dnia rano odwiedzam opactwo cystersów w Mogile i kieruję się wprost do Nowej Huty. Huta Sendzimira to przecież kawałek naszej historii. Wracam przez Kazimierz na krakowski dworzec. Czas wracać do Gdyni.

Tegoroczna wyprawa była krótka, ale jak każda dla mnie wyjątkowa. W ciągu zaledwie 3 dni zobaczyłam piękny kawałek naszego kraju. Na trasie spotkałam wielu życzliwych rowerzystów. Moje nowe siodełko spisało się rewelacyjnie. W przyszłym roku będę kontynuowała moją wyprawę tym szlakiem. Rozpocznę w Zawierciu i poprzez Pieskową Skałę, Rabsztyn, Bydlin, Smoleń, Morsko, Pilicę, Ojców i Korzkiew dojadę do Krakowa.

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *