Od kilku lat Jacek namawiał mnie na wyprawę w Alpy.. On już tam był i wiedział, że chce tam wrócić. Opracował listę miejsc, do których trzeba pojechać. Lista ta okazałą się całkiem spora..

Start naszej wyprawy zaplanowaliśmy na piątek po południu (po pracy).

Motocykl już przygotowany

Jeszcze w Toruniu ale już w komplecie

Krótka przerwa na odpoczynek i nieco pracy (Jacek miał jeszcze spotkanie online w pracy)

Według planu dziś mamy dojechać do Pragi.. Przekraczamy granicę z Czechami około 20.. Ciekawe czy dojedziemy..?

Dotarliśmy 🙂 Po zameldowaniu w hotelu postanowiliśmy zakosztować nocnego życia w Pradze 😉 Zaczęliśmy od odwiedzenia knajpki w pobliżu hotelu

Gdzie dobrym czeskim piwem wznieśliśmy toast za powodzenie wyprawy

Do centrum najlepiej metrem

Jacek wypatruje pociągu.. Niestety bezskutecznie.. słyszymy komunikat: metro ma przerwę techniczną.. trzeba poszukać innego środka lokomocji..

Po dość długich poszukiwaniach „złapaliśmy” tramwaj i już zwiedzamy starówkę..

Humory nam dopisują 🙂

Dotarliśmy na Most Karola

Skąd podziwiamy panoramę Hradczan

Starówka piękna, ale byliśmy bardzo zaskoczeni tym, że około północy (z piątku na sobotę) ciężko znaleźć coś do zjedzenia i co dziwniejsze jakąś knajpkę z czeskim piwem.. Same dyskoteki/kluby.. ewentualnie Irish Pub..

Dużo radości nam sprawiło znalezienie lokalu z kanapkami.. Piwo znaleźliśmy, ale tylko za gotówkę a całą naszą gotówkę przeznaczyliśmy w hotelu na kaucję za klucz.. Udało nam się jedynie kupić piwo w sklepie i wypić w hotelu.

Trasa pierwszego dnia: Toruń – Praga

Na kolejny dzień mieliśmy zaplanowaną trasę do Włoch przez Austrię i pierwsze trasy po alpejskich drogach

Poranek przywitał nas piękną pogodą więc nastroje były bardzo pozytywne..

Niestety nie długo.. jak tylko wyjechaliśmy z hotelu poczułem, że coś nie tak z moim motocyklem.. Na zakręcie nie mogłem zupełnie się „złożyć”.. Stanęliśmy w pierwszym bezpiecznym miejscu..

Podejrzenia okazały się smutną rzeczywistością – przebita opona 🙁

Jacek miał kompresor więc napompowaliśmy koło i w internecie poszukaliśmy najbliższego zakładu wulkanizacyjnego

Szczęście w nieszczęściu, ze była to sobota a nie niedziela.. zakład był niedaleko w garażu podziemnym centrum handlowego. Niestety Panowie powiedzieli, że motocykli nie naprawiają.. Ups.. po sprawdzeniu w internecie wszystkie serwisy motocyklowe zamknięte do poniedziałku.. Niedobrze.. Utknęliśmy?

Panowie jednak zlitowali się nad nami i podjęli próbę naprawy opony bez jej zdejmowania za pomocą szydła i sznura.. Skutecznie! 🙂

Jedziemy 🙂 Co prawda ja przez najbliższe 2-3 dni z duszą na ramieniu czy z koła nie zacznie uciekać powietrze, ale naprawa była tak skuteczna, że jeżdżę do dziś 😉

Zwiedzanie czas zacząć

Cesky Krumlov – starówka i zamek

Bardzo malownicze miasteczko

Uzupełniamy płyny przed dalszą drogą

Jak widać nie tylko my zwiedzaliśmy.. tu akurat motocykliści z Włoch..

Nie mieliśmy dużo czasu na zwiedzanie, bo wiele kilometrów jeszcze przed nami..

Kolejna granica.. Austria..

Tu w przeciwieństwie do Czech obowiązują winiety, które kupujemy na pierwszej stacji benzynowej..

Przy okazji jemy „obiad” 🙂

Przed nami Alpy

Coraz większe góry

Dotarliśmy w okolicę pierwszej z atrakcji Alp..

48-kilometrowa wysokoalpejska trasa na Großglockner – płatna.. Jacek był dowiedzieć się ile to kosztuje..

Okazało się, że za pół godziny (po 18) będzie taniej, więc mamy czas na przygotowanie kawy

W takich okolicznościach przyrody smakowała wyśmienicie..

Minęła 18.. Witaj przygodo 🙂

Oczywiście co kawałek przystanki na podziwianie widoków i zrobienie fotki

Pierwsze serpentyny

Kolejny przystanek

I takie widoki na naszą trasę..

Jadąc trzeba uważać na miejscowych 😉

Pierwszy raz powyżej 2500 m n.p.m.

Pięknie tu i chłodno..

Ach.. te widoki..

Aż trudno uwierzyć, że tu dotarliśmy i że to początek pięknej przygody..

Taki sobie wodospad przy trasie..

Dotarliśmy do Centrum Turystycznego na Wzniesieniu im. Cesarza Franciszka Józefa

Gdzie można z bliska popatrzeć na lodowiec

Niestety robi się ciemno i trzeba szybko zjeżdżać na dół..

Już po zmroku docieramy do Włoch

Mapa przejazdu – dzień drugi

Motocykle nocowały w garażu 🙂

Tankowanie przed wyjazdem w góry obowiązkowe.. stacja samoobsługowa..

Pierwszą atrakcją tego dnia był przejazd drogą z wieloma tunelami – Passo San Boldo

Jechaliśmy przez małe miejscowości

Urokliwymi dolinkami

Oraz krętymi wąskimi drogami

Przystanek na przełęczy Colle S. Lucia aby podziwiać widoki

i żeby zamontować kamerki

Ładnie tu..

A nad takimi widokami

To nie można przejść obojętnie..

Następna przełęcz

Kolejna fotka do kolekcji

Już mi się pomyliło ile tych przełęczy dziś przejechaliśmy

Zbliża się wieczór więc trzeba coś zjeść, bo jeszcze wiele kilometrów przed nami

Przed nami Stelvio

Stelvio zdobyte 🙂

I ta radość z wjazdu na jedną z bardziej znanych przełęczy 🙂

Zapowiada się ciekawy zjazd

A powoli robi się coraz później

I coraz ciemniej..

Trasa trzeciego dnia zakończyła się w Mediolanie. Dotarliśmy tam bardzo późnym wieczorem i z uwagi na to, że hotel był oddalony od centrum nie było możliwości zwiedzania 🙁

Sam hotel ok, ale Mediolan nie był dla nas przyjazny ponieważ musieliśmy wyjechać poza strefę wolną od ruchu bardzo rano (a strefa ta praktycznie pokrywa się z całym terytorium Mediolanu)

Szybkie pakowanie i wyjazd

Śniadanie jemy pod sklepem niedaleko granicy ze Szwajcarią

Gdzieś tu była ta granica 😉

W Szwajcarii połączenie wody i gór to częsty widok

Jedziemy dolinkami przez maleńkie miejscowości

Czasem wąskimi uliczkami a nie główną drogą

No i chyba mój motocykl się zmęczył, bo położył się przy zerowej prędkości..

Przystanek z pięknym widokiem

Kawa, ciastko w tak niesamowitej atmosferze.. cóż chcieć więcej?

Zaczynamy podjazd.. słynną Tremolą…

Po takich serpentynach..

Na przełęcz Gottarda

Kolejny postój..

Kontemplujemy majestat i piękno gór..

Dookoła

Jak tu się nie zatrzymać? Nie da się.. można się tak gapić bez końca.. i co kawałek..

Belveder na winklu 😉 Opuszczony hotel Belvedere to szwajcarski hotel położony na skraju lodowca Rodanu. Został zbudowany w 1882 roku na jednym z ostrych zakrętów przełęczy Furka

Taką drogą to aż chce się jechać..

No to jedziemy..

Na przełęczy Grimsel spotkaliśmy taką parę na motocyklu 😉

Chwila relaksu i czas na drobną przekąskę

Czasem mijamy jakieś obiekty inżynieryjne

Zjeżdżamy w dolinkę..

I w ramach zwiedzania wybieramy bardzo malownicze dróżki wiodące przez maleńkie wioseczki

Droga wiedzie przez lotnisko

Przecinamy pas startowy, gdzie startują wojskowe odrzutowce.. takie rzeczy chyba tylko w Szwajcarii

Tych ludków na rondzie to ja już kiedyś widziałem.. tędy jechaliśmy rowerami w 2022 roku

Dokładnie ta sama droga.. wspomnienia wracają 🙂

Ojoj.. chyba nam pogoda się psuje..

No i leje..

Na szczęście mamy dach nad głową.. Przystanki są super 🙂 A ten jest wyjątkowo ładny 🙂

Piękna tęcza.. podwójna..

Jacek sprawdza czy już można ruszać.. Ewidentnie pogoda się poprawiła

Za daleko nie zajechaliśmy.. kolejny przystanek na deszcz

Może teraz się uda jechać suchym.. Wjeżdżamy do Interlaken..

Zrobiło się późne popołudnie więc czas pomyśleć o jakimś zaopatrzeniu..

Wreszcie pogoda się ustabilizowała i nawet wyschło..

To wybieramy znów boczną drogę

Zwiedzając wioski szwajcarskie

Aż mi trudno uwierzyć, że jedziemy dokładnie drogą, którą jechaliśmy rowerami rok temu.. Gdzieś daleko od utartych szlaków.. trafiliśmy tu przez zupełny przypadek.. zarówno rok temu jak i teraz..

Takie drogi mają swój klimat i urok

Szwajcarię opuszczamy już po zmroku.. Kolejny kraj to Francja..

W hotelu zainstalowaliśmy się około północy.. pora odpocząć i zrelaksować się po tak intensywnym dniu

Trasa dzisiejsza to Mediolan – Jezioro Genewskie

Spaliśmy w pokoju dla motocyklistów o czym świadczy motocykl na drzwiach 😉

A nasze pojazdy przed hotelem

Okazuje się, że nie tylko u nas 15 sierpnia jest święto.. we Francji również.. Wszystkie sklepy zamknięte.. i jak tu zjeść jakieś śniadanie?

Już mieliśmy plan aby po zakupy jechać do Szwajcarii ale ładnych parę kilometrów dalej znaleźliśmy czynny market przy stacji benzynowej 🙂

Aby zatankować Jacek musiał się „pomodlić” do dystrybutora 😉

Po zatankowaniu w planie było wystartować w miejscu gdzie zaczyna się Route des Grandes Alpes

Miejsce znaleźliśmy..

Niestety podróż musieliśmy rozpocząć na piechotę, gdyż zamknięto wjazd w tą część miasteczka Thonon -Les – Bains (odbywały się uroczystość patriotyczne)

Jak już chodzimy to można pozwiedzać starówkę

Całkiem urokliwe zakątki w tym miasteczku

Zwiedzanie – zwiedzaniem ale czas jednak na przygodę na Route des Grandes Alpes

W górę.. po wąskich serpentynach 🙂

Wow.. dobrze, że droga prosta, gładka i z małym ruchem.. bo nie sposób skupić się na niej mając takie widoki dookoła..

Tej miejscowości chyba nie trzeba przedstawiać..

Pięknie tu..

Parkujemy motocykle i na piechotę zaczynamy zwiedzanie – cel: lodowiec!

Udajemy się na stację kolejki

Wsiadamy do wagonu zajmując miejsca przy oknie

I z uśmiechem na twarzy rozpoczynamy podróż..

Ależ widoki!

Jak z pocztówki.. wręcz nierealne..

Dotarliśmy w okolicę lodowca..

To jednak nie koniec.. wsiadamy do wagonika kolejki linowej..

I jedziemy w dół

Następnie po schodach i kładkach

Docieramy do wydrążonej w lodowcu jaskini

Wow! Można wejść do wnętrza!

Aż trudno uwierzyć..

Wewnątrz czytamy o lodowcu i jego historii

Kontrola lodu organoleptycznie 😉

Trzeba zwiedzić wszystkie zakamarki..

Tu jest pięknie.. jednak czas powoli wychodzić..

Idąc schodami mijamy tabliczki z informacją dokąd sięgał lodowiec w poprzednich latach.. Zdecydowanie się zmniejsza..

Zanim będziemy wracać trzeba „nasycić” się pięknymi widokami

Nasza kolejka już czeka

Szczęście po spotkaniu z lodowcem wymalowane na twarzy

Zjazd jest również ekscytujący..

Chamonix przed nami.. a właściwie to pod nami 😉

Niesamowita wycieczka do wnętrza lodowca dobiegła końca..

Jedziemy dalej.. dużo kilometrów przed nami

Trudno jednak jechać kiedy takie widoki..

Przez małe wioski po serpentynach

Wąskimi uliczkami małych miasteczek

Oraz bardzo bocznymi drogami.. Rewelacja..

Przed zmierzchem jeszcze przerwa na kawę i drobny posiłek.. w tak pięknych okolicznościach przyrody..

Do miasta gdzie był zaplanowany nocleg dotarliśmy bardzo późno..

No i to nie koniec przygód tego dnia.. Niestety jest problem z noclegiem gdyż nie mamy własnej pościeli.. musimy szukać czegoś innego..

Po wielu perypetiach mamy nocleg.. ale jest już 2 w nocy.. Po pełnym atrakcji (tych miłych i tych niezbyt) dniu idziemy spać..

Piątego dnia jechaliśmy po Route des Grandes Alpes z „odjazdem” pod Mount Blanc

Noc dla nas byłą krótka, ale spaliśmy w typowym alpejskim pensjonacie. Ranek powitał nas piękną pogodą.

Plan na ten dzień: mnóstwo przełęczy na Route des Grandes Alpes.. Ruszamy..

Jedziemy przez wiele znanych alpejskich miejscowości

Robimy postoje na podziwianie widoków i oczywiście fotkę..

Na przykład podziwiając z góry Val-d’Isère

Po drodze..

Na przełęczy Col de L’Iseran

Na szczycie jest co oglądać

Największą ciekawostką jest stary kościół

A tu dołożyliśmy i nasz kamyk

Jeszcze pamiątkowe zdjęcie

Wjeżdżamy do parku narodowego

Trafiliśmy na załamanie pogody.. tak bywa w górach..

O! jakiś opuszczony dom..może da się tu schronić przed deszczem

Jak widać nie tylko my wpadliśmy na ten pomysł

W oczekiwaniu na poprawę pogody prowadzimy miłą konwersację zarówno z motocyklistami z Niemiec jak i z rowerzystami

Wypogodziło się więc szybko zjeżdżamy w dolinę

Pogoda nadal niepewna.. ale jedziemy

Pora na odpoczynek

I na pyszny posiłek

Czasem jakieś niespodzianki przy trasie.. np. wystawa słomianych „rzeźb”

Znów do góry

Widoki zapierają dech w piersiach

Kolejna przełęcz zdobyta

I następne miasteczko w dolinie

Ciągle jednak na Route des Grandes Alpes

Góra – dół – góra -dół.. jak na sinusoidzie albo kolejce w parku rozrywki:)

Jedno z nielicznych wspólnych zdjęć na jednej z przełęczy

Sprawdzamy nowe maszyny 😉

Coraz bliżej wieczór, a my znów pod górę..

I w dół.. chyba rekord pokonanych przełęczy jednego dnia 🙂

No i znów „dopadł” nas zmrok zanim dotarliśmy na nocleg

Po dotarciu do hotelu w miejscowości Gap po tak intensywnym dniu można wreszcie się zrelaksować 🙂 Należało nam się 🙂

Dzień 6 – kilometrów nie za dużo, za to przewyższenia nie do policzenia 😉

Rankiem wyglądając przez okno mamy widok na góry i na bar w którym spędziliśmy wieczór

Jacek żeby funkcjonować zaczyna dzień od kawy 🙂

I skromnego śniadania

Prawie gotowi do kolejnych kilometrów na alpejskich drogach

Oprócz gór jest tu wiele jezior – tu: Lac de Serre-Poncon w poprzek którego wiedzie most

I znów w górę i w dół

Dość długo szukałem poczty aby kupić znaczki i wysłać tradycyjne kartki pocztowe – wreszcie się udało

Kolejny postój gdzieś na odludziu

Pora na kolejną tego dnia kawę

A mając taki widok to ta kawa smakuje zupełnie inaczej 🙂

Tak się cieszymy

Z wjechania na najwyższy punkt naszej wyprawy

Dwukilometrowa pętla wokół szczytu Cime de la Bonette, która osiąga wysokość 2802 m n.p.m. i łączy się z przełęczą Bonette z obu stron, to najwyżej biegnąca asfaltowa droga w Alpach i najwyższa przejazdowa asfaltowa droga w Europie!

Pogoda w górach zmienną jest.. będzie padać..

Jedziemy więc czym prędzej w dół

Jadąc za ruchomą pasieką.. w tej furgonetce były ule i to pełne!

W dolince jest słonecznie i bardzo ciepło

Zdejmujemy więc buty

I Jacek organizuje wyprawę przeprawową na drugi brzeg wartkiego strumienia..

Wąskie drogi w tym wąwozie..

Jednak jest to niesamowicie malowniczy odcinek

Powoli wypłaszcza się i już prawie widać koniec Route des Grandes Alpes. Cała ta droga ma nieco ponad 700km a przejazd zajął nam 3 dni! Ale nie żałujemy ani minuty spędzonej tam

Ojoj.. co za kontrast między górskimi widokami, którymi syciliśmy się od kilku dni a wybrzeżem z palmami

Wjeżdżamy do Nicei na Lazurowym Wybrzeżu

I dalej w kierunku Monako

Widok na Morze Śródziemne

Niesamowite! Jeszcze kilka godzin wcześniej byliśmy na najwyżej położonej asfaltowej drodze Europy a teraz nad samym morzem

Do Monako już niedaleko

Monako zaczęło się niepostrzeżenie..żadnej tabliczki, znaku, granicy.. Tu jednak na pewno już jesteśmy w tym państwie. Chcieliśmy pozwiedzać okolice pałacu książęcego, niestety parking okazał się tylko dla samochodów bez możliwości zaparkowania motocykla 🙁 No i nie pozwiedzaliśmy.

Pozostało nam przejechać się najbardziej reprezentacyjną ulicą wzdłuż nabrzeża pełnego luksusowych jachtów

Mijając kasyna i luksusowe hotele

Jadąc wzdłuż wybrzeża już nie wiemy czy jeszcze jesteśmy w Monako czy już we Francji, czy może już we włoskiej części Lazurowego wybrzeża

Jedzie się niestety nieprzyjemnie.. ruch jest bardzo duży.. właściwie to jedziemy w korku i trzeba uważać na skuterzystów, którzy wciskają się z każdej możliwej strony.. zresztą z niemożliwej też 😉

Po tak uciążliwej jeździe parkujemy nasze pojazdy pod palmą

I idziemy na plażę.. trudno znaleźć darmową ale nam się udało

Przyjemnie po całym dniu wymoczyć się w morzu

Nie mogliśmy jednak długo korzystać z uroków plażowania, bo zrobiło się późno a przed nami do noclegu jeszcze 133km i dotrzemy tam ok północy – ruszamy

Tak jak przewidywaliśmy do hotelu dotarliśmy około północy.. widok z okna całkiem ładny 🙂

Dzień 7 – Alpy, lazurowe Wybrzeże i znów Alpy.

A tak wygląda za dnia

Urocze miasteczko w dolince

Obfite śniadanie przyda się na kolejny dzień na motocyklu

Zanim ruszymy Jacek musi trochę popracować.. ale sobie biuro znalazł 😉

Ja w tym czasie trochę zwiedzam

Oraz podziwiam miejscową florę

Jedziemy

Mijając ogromne winnice

Niedaleko Mediolanu jest płasko jak na stole

I wracamy do górskich krajobrazów

Czasem tunelem

Wzdłuż jeziora

I jednocześnie w tunelu i wzdłuż linii brzegowej jeziora 🙂

I tak na przemian..ile tych tuneli dziś mijamy..

Piękna pogoda, piękne widoki.. cóż chcieć więcej..

Żegnamy Włochy i wjeżdżamy do Szwajcarii

Przerwa techniczna

Góry i jeziora to w Szwajcarii częsty obrazek

Drogi są bardzo dobrej jakości i ruch niewielki

Można więc gapić się dookoła 🙂 A jest na co..

Małe miejscowości też mają swój urok

No i koniec Szwajcarii.. Udajemy się do Austrii..

Gdyby nie budka na granicy to nawet nie sposób zauważyć różnicy

Następnym krajem w dniu dzisiejszym są Niemcy. Docieramy tam już po zmroku

I trafiamy na kolejne tunele

Nocleg mamy w Monachium. Dzień kończymy dobrym lokalnym piwem

Dzień 8 – przez 4 państwa – Włochy, Szwajcaria, Austria i Niemcy

Nasz hotel w Monachium. Niestety nie będziemy zwiedzać miasta

Jak tu płasko!

Zjeżdżamy z głównej drogi na „nieco” bardziej boczne

Albo jeszcze bardziej „boczne” 😉

Płaskie pola po horyzont.. dziwne widoki po tygodniu w górach

W Czechach nieco bardziej pagórkowato

Znaleźliśmy bardzo ładne miejsce na odpoczynek

Można wypić kawę

I wymoczyć się w strumyku

Dziś będziemy spać na przedmieściach Pragi do której wjeżdżamy jeszcze za dnia..dziwne 😉

Do centrum byłaby spora wyprawa i z doświadczenia wiemy że słabo tam ze znalezieniem jakiegoś fajnego lokalu, więc udajemy się do restauracji poleconej przez panią na recepcji mieszczącej się w okolicy hotelu

Trzeba przyznać, że smażony syr z hranolkami był wyśmienity

I popity oryginalnym czeskim piwem przyprawił nas o pełnię szczęścia 🙂

Dzień 9 – z Monachium do Pragi

Nasze rumaki czekają pod oknem

Droga z Pragi do granicy minęła bardzo szybko i nie obejrzeliśmy się jak..

..dotarliśmy na czesko – polską granicę

To jest dobre miejsce na postój i refleksje.. chyba widać już koniec naszej przygody..

Trasa od granicy byłą typową „przejazdówką” po trasach szybkiego ruchu.. Oficjalnie pożegnaliśmy się na skrzyżowaniu dróg S5 i S10. Jacek udał się w kierunku Trójmiasta a ja w kierunku Torunia.

Dzień 10 – z Pragi do domu.. ja do Torunia, Jacek do Gdyni..

Nasz wyjazd dobiegł końca.. Było wspaniale, przeżyliśmy wiele przygód, podziwialiśmy widoki, które trudno opisać, przejechaliśmy mnóstwo kilometrów. Jak zawsze pozostał niedosyt.. Na Jacka liście pozostało wiele punktów do których nie dotarliśmy.. Co to oznacza? Musimy tam wrócić! I zapewne to zrobimy 🙂

Całą nasza wyprawa. Wyszło 5503 km 🙂 Jacek musi jeszcze doliczyć dojazd do Gdyni.

Dołącz do rozmowy

1 komentarz

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *